„Bardzo proszę o wycenę tłumaczenia strony internetowej.” – takie zapytania otrzymujemy w naszym biurze średnio kilkanaście razy w tygodniu. Jednak pod użytym terminem „tłumaczenie” rzadko kiedy tak naprawdę kryje się tylko tłumaczenie. Klienci posługujący się tym terminem najczęściej mają na myśli lokalizację.
Czym jest lokalizacja?
Procesem adaptacji (dostosowywania) materiału do potrzeb konkretnego locale, czyli krajowego/regionalnego rynku lub targetowanej grupy odbiorców. Podejdźmy do problemu matematycznie. Jeżeli na potrzeby tego tekstu uznamy, że lokalizacja jest zbiorem, to tłumaczenie będzie jego podzbiorem. Można więc powiedzieć, że tłumaczenie zawiera się w procesie lokalizacji i jest jednym z jego etapów. A teraz do rzeczy.
Co lokalizujemy?
Tak naprawdę każdy produkt, który zamierzamy eksportować lub kierować do użytkownika zagranicznego – od instrukcji obsługi, przez katalogi produktów, po wspomniane na początku strony internetowe. Największe wyzwanie stanowi jednak lokalizacja oprogramowania i gier komputerowych. Wymaga ona doświadczenia i dużej dozy ostrożności, ponieważ mamy przy niej do czynienia z elementami kodu, które można w bardzo prosty sposób uszkodzić. Nierzadko jest to także praca pod ogromną presją czasu, ponieważ wszystkie wersje językowe muszą zostać wydane jednocześnie z oryginałem.
I tu uwaga: prawidłowa i pełna lokalizacja wymaga bardzo dobrej współpracy wielostronnej na linii klient – biuro tłumaczeń/tłumacz – testerzy jakości. Nie jest więc jedynie dziełem tłumacza. Klient powinien zapewnić tłumaczowi dostęp do oprogramowania, tłumacz powinien je zlokalizować, a testerzy przetestować jego prawidłowe działanie i zgłosić ewentualne błędy tłumaczom. Praca nad „suchym” tekstem, bez dostępu do materiału referencyjnego, jest w praktyce stratą czasu i pieniędzy.
Jak lokalizujemy?
Otrzymany do lokalizacji materiał musi zostać poddany szczegółowej analizie kulturowej, a następnie odpowiednio przystosowany do grupy docelowej w procesie tłumaczenia. Oprócz warstwy tekstowej, w której należy zidentyfikować i zaadaptować elementy nacechowane kulturowo, musimy poradzić sobie także z warstwą pozatekstową, m.in. formatami walut, miar i wag, formatami godzin, dat, adresów, numerów telefonów i kodów pocztowych, grafikami czy kolorystyką.
To właśnie w procesie lokalizacji zadecydowano o tym, że jedną z bohaterek polskiej wersji filmu „Astérix i Obélix: Misja Kleopatra” będzie Idea, która „ciągle się zawiesza”. I to właśnie w procesie lokalizacji zapadają decyzje o tym, aby nie wypuszczać na rynek arabski reklam z roznegliżowanymi kobietami kładącymi zaprawę murarską (co jest np. dość powszechnym zjawiskiem w Polsce), ponieważ prawdopodobnie urazi to odczucia religijne odbiorców, czy o tym, aby nie oferować w Chinach kolekcji ślubnych na modłę zachodnioeuropejską, czyli w kolorystyce białej, ponieważ biel jest w tym kraju symbolem śmierci.
W przypadku pominięcia elementów adaptacji i poprzestaniu na zwykłym tłumaczeniu tekst może zostać niezrozumiany lub zrozumiany opacznie. A celem naszych klientów jest przecież dotarcie do jak największej rzeszy klientów i pozyskanie ich zaufania, a nie ich urażenie.