Zapraszamy do rozmowy z polską królową kinomanów i dyrektor artystyczną Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi, Grażyną Torbicką.
>>Błażej Grygiel: Dzień dobry. Witam serdecznie w kolejnym odcinku podcastu „PRZEtłumacze”. Zapraszam was w podróż do Kazimierza Dolnego i do Janowca nad Wisłą. Dlaczego? W tym roku Diuna ma zaszczyt po raz kolejny współpracować z organizatorami festiwalu „Dwa Brzegi”, który odbywa się właśnie w tych miejscach. Z tej okazji o filmach i językach rozmawiamy z dyrektor artystyczną tej imprezy Grażyną Torbicką. Posłuchajcie naszej rozmowy.
Grażyna Torbicka: Witam, Grażyna Torbicka.
>> Najpierw chciałbym zapytać oczywiście o festiwal „Dwa Brzegi”, przy którym mamy przyjemność z Panią pracować. W tym roku edycja wyjątkowa. Połączonych będzie zdecydowanie więcej niż dwa brzegi, ze względu na to, że wszyscy jesteśmy rozdzieleni przez pandemię. Jak festiwal sobie z tym poradzi?
Długo się zastanawialiśmy jak podołać tej sytuacji, w której się wszyscy znaleźliśmy i czy w ogóle robić festiwal. Ale ostatecznie zdecydowaliśmy, że trzeba zachować ciągłość, że nie można się poddawać. Nasi widzowie chcą oglądać filmy. Choć tym razem będzie to inna forma, bo festiwal będzie miał charakter hybrydowy. Co to oznacza? To znaczy, że filmy prezentowane będą w wersji online, wirtualnie. Natomiast wszystkie rozmowy z twórcami tych filmów, jeśli to będą twórcy z polski to przyjadą do Kazimierza i tam będziemy mieli nasze wirtualne studio festiwalowe. Natomiast jeśli to będą twórcy z zagranicy to będziemy się z nimi też łączyć online-owo. Wszystkie te rozmowy będą oczywiście dostępne w streaming-u, bezpłatnie na naszej stronie internetowej i mediach społecznościowych. Natomiast na filmy będzie trzeba wykupić bilet i tam będzie kod dostępu, by móc obejrzeć tegoroczne filmy festiwalu „Dwa Brzegi”.
>> Czyli tak na prawdę kino, ale z domu.
>> Kino, ale z domu, ale nie do końca z domu, ponieważ już wiemy, że wielu naszych widzów wybiera się jednak do Kazimierza, że zarezerwowali sobie miejsca tam jak co roku. A ponieważ z zachowaniem pewnych środków ostrożności i bezpieczeństwa wiadomo, że możemy już podróżować, wielu z naszych widzów nie zrezygnowało z tych rezerwacji, które mieli na czas festiwalu, bo robią je zwykle już na rok wcześniej. Będą w Kazimierzu, więc wyobrażam sobie to też tak, że wielu z nich będzie mogło siedzieć sobie na przykład w kafejce na rynku, albo na Bulwarze Wiślanym, mogą mieć ze sobą swój laptop i oglądać festiwalowe filmy. Natomiast najprawdopodobniej będziemy chcieli by te spotkania z polskimi twórcami odbywały się na zamku w Kazimierzu. Z udziałem publiczności w ograniczonej liczbie. Chcemy w ogóle zachować poczucie, że festiwal związany jest nierozerwalnie z Kazimierzem Dolnym, z Janowcem, z Mięćmierzem. Tam będą też różne wydarzenia, wernisaże, spotkania z artystami muzyki, plastyki i w tych spotkania również w nich będą mogli uczestniczyć ci, którzy do Kazimierza jednak będą chcieli przyjechać. Z tym, że to wszystko będzie, proszę się z tym liczyć, w ograniczonej liczbie widzów, no bo takie są w tej chwili zasady organizowania jakichkolwiek imprez z udziałem większej liczby osób.
>> Zostawmy zatem pandemię i przejdźmy do tego co lubimy najbardziej. Czyli filmy i kulturę. Czy mogłaby Pani uchylić rąbka tajemnicy? Z czego akurat Pani jest najbardziej zadowolona, jeżeli chodzi o program zbliżającej się edycji?
>> Mam takie ambiwalentne uczucia dlatego, że to nie jest program moich marzeń. To też jest wynika z obiektywnych warunków. Jak wiemy, nie odbył się w tym roku festiwal filmowy w Cannes. Ten festiwal był miejscem gdzie po prostu znajdowaliśmy masę tytułów. To tam były prezentowane te najnowsze, najlepsze produkcje, które potem ruszały w świat. Tego nie ma, tych produkcji nie ma. Jest też niewiele polskich filmów nowych. Właściwie, te które były ewentualnie zakończone, jeśli proces ich zdjęciowy był zakończony przed pandemią to jest szansa, że teraz zostaną dokończone. Natomiast, te których produkcja została przerwana no to nie kontynuują tej produkcji. Także jest ograniczony wybór. Tak powiedziałabym najprościej. Jest bardzo ograniczony wybór jeśli chodzi o tytuły filmowe, ale mimo tych ograniczeń ja jestem zadowolona z tego rocznego programu festiwalu, bo są takie sekcje na „Dwóch Brzegach”, które są bardzo mi bliskie. Na przykład taką sekcją jest „muzyka moja miłość”. To są filmy, które koncentrują się wokół, albo jakiejś postaci z świata muzyki, albo jakiegoś nurtu muzycznego. One też są bardzo lubiane przez naszą publiczność. W cyklu „muzyka moja miłość” mamy w tym roku naprawdę świetne tytuły. Mamy na przykład film prezentujący niezwykłego człowieka, bo muzyka to za mało powiedzieć. To jest niezwykły człowiek i on właśnie opowiada o swojej drodze życiowej, artystycznej. To Ara Malikian. Wybitny skrzypek, który jest z pochodzenia Ormianinem, ale urodził się w Libanie. Ale potem jego drogi artystyczne zawiodły go w różne miejsca na świecie i dzisiaj jest takim artystą kompletnie niezależnym, proponującym fantastyczną muzykę. No i jest absolutnie wirtuozem skrzypiec. Mamy też znakomity dokument prezentujący bardzo ciekawy projekt Maxa Richtera „Sen”. To jest prezentacja takiej serii koncertów, jakie Max Richter zrobił prezentując swój utwór ośmiogodzinny. Uwaga ośmiogodzinny skomponowany do snu i tak na prawdę te koncerty odbywały się w parkach, gdzie ludzie słuchając leżeli na leżakach lub takich łóżeczkach i spali i w ten sposób kontemplowali muzykę Maxa Richtera. I ten dokument jest zapisem właśnie tychże koncertów. Mamy też dla miłośników zupełnie innego stylu muzycznego bohatera Aerosmith, czyli Steven Tyler, w takim dokumencie zrealizowanym też brawurowo. No jest tych filmów, jest tych tytułów sporo. Bardzo gorącą naszą sekcję „muzyka moja miłość” polecam. Polecam też retrospektywę zagraniczną, bo to reżyser, który w Polsce praktycznie nie jest znany. Elio Petri włoski reżyser, jego twórczość przypada na lata 70-te. I on…on ja go nazywam takim włoskim Stanleyem Kubrickiem dlatego, że on nie bał się dotykać różnych gatunków. To nie jest taki reżyser jak Fellini czy Antonioni, gdzie widzimy film i już wiemy, że to jest Fellini, nie. On dotykał różnych gatunków, różne reprezentował różne style, ale w każdym…w każdym…każdy…każdy z tych gatunków dobierał do opowieści którą chciał przedstawić i jest mistrzem. Elio Petri polecam to nazwisko. Szukajcie filmów Elio Petri podczas „Dwóch Brzegów”. No i jest oczywiście cała seria naszych najnowszych filmów, czyli sekcji „świat pod namiotem”. Gdzie na przykład taki film „Asystentka”, bardzo minimalistyczne kino, ale pokazujące… Bohaterką jest kobieta, która jest asystentką w wielkiej korporacji. No i jak wygląda życie takiej osoby. Bardzo…bardzo dobrze pokazany.Filmy…filmy, które też…też my pokażemy film, który dostał Złotego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. To był ostatni festiwal, który przed pandemią jakoś jeszcze się odbył. „Zło nie istnieje” też bardzo dobry film i też będzie u nas na „Dwóch Brzegach”.
>> Chciałbym jeszcze zapytać już odbijając się od tego konkretnego wydarzenia, jakim jest festiwal. Chciałbym zapytać o film w ogóle, dlatego że film to też jest język. My jesteśmy podcastem, który zajmuje się tłumaczami i językami. A język filmu, to jest zjawisko, o którym można opowiadać godzinami, a tak jak w wypadku Pani działalności praktycznie całe życie.
>> To prawda.
>> Dlatego chciałbym zapytać o te ostatnie…ostatnie lata. Czy ten język filmu bardzo się, w Pani optyce, zmienił? Pod kątem tego co oglądamy w kinach, pod kątem tego, że w ostatnich latach ogromny…ogromny rozrost przeżywają serwisy streaming-owe, które mają więcej widzów, niż nie jedno państwo obywateli/obywatelek. W…ostatnio nawet w dobie pandemii niektórzy autorzy filmów decydowali się na premiery w serwisach streaming-owych, ze względu na to, że nie mieli dostępu do publiczności poprzez sale kinowe. Jak Pani ocenia właśnie te zmiany zachodzące w kinie na naszych oczach?
>> A więc jedna rzecz to jest, pyta Pan o język filmu. Jak on się zmienia. Tak, on się zmienia. On się zmienia, ale ciekawie. Jeżeli mówimy o języku filmu to myślimy zwykle o właśnie o gatunkach, prawda? O jakimś stylu, który reżyser wybiera dla opowiedzenia historii. I tutaj ten język filmowy jeśli miałabym się posłużyć przykładem to ubiegłoroczna Złota Palma z Cannes, czyli film, myślę wielu osobom znany więc na jego przykładzie będzie to łatwe do wytłumaczenia czyli „Parasite”, albo „Parasite” no w zależności jak się umówimy to to tak możemy to wymawiać. Aczkolwiek to też ciekawe, że zdecydowano by pozostał ten tytuł, tak, że nie spolszczono tego tego tytułu tylko pozostawiono oryginalny i bardzo dobrze. Ten film pokazuje jak dzisiaj twórcy myślą o sztuce filmowej. To znaczy nie boją się mieszać różnych gatunków. Nie boją się zmieniać ten właśnie język już w trakcie w trakcie filmu, w trakcie opowieści. Potrafią tak manewrować, tak łączyć różne gatunki, że staje się to bardzo ciekawe, a zwłaszcza jeśli ma to swoje uzasadnienie w dramaturgi opowieści. No to to już jest w ogóle mistrzostwo i „Parasite” jest właśnie takim przykładem. Kolejne pokolenia twórców filmowych, młodzi twórcy filmowi pokazują, że oni nie boją się cytatów. Że nie chcą ukrywać, że wychowali się na innych filmach, że te filmy w nich siedzą. W związku z czym no znajdziemy znajdziemy u wielu polskich twórców młodych, takich jak na przykład Jagoda Szelc. Znajdziemy wyraźnie wpływy reżyserów, autorów kina, którymi oni są zafascynowani. Także ten język się zmienia, filmowy. Jak mówię staje się bardziej otwarty, można też powiedzieć eklektyczny. Ale wszystko czy jest strawny czy niestrawny, czy jest zrozumiały czy jest niezrozumiały zależy od oczywiście, od talentu i wrażliwości twórcy. Natomiast to, co pan mówi o platformach streaming-owych, które…do których się przenieśliśmy w czasie pandemii, bo kina były zamknięte i które w związku z tym no cieszą się coraz większym powodzeniem i mają ogromną widownię, nie widzę w tym nic złego. No taki czas. Tak się stało. Pewnie nie miałyby takiej widowni, gdyby kina funkcjonowały, ale…ale tak się stało i dobrze, bo…bo jednak czasami jesteśmy w domy i możemy dzięki temu sami zaplanować sobie wieczór filmowy wybierając taki film, na który danego wieczoru mamy ochotę. Jest to też tanie. Czy to, że przyzwyczailiśmy się w czasie pandemii do oglądania filmów w pieleszach domowych nie spowoduje, że zapomnimy o kinie. No chyba nie, dlatego że tęsknimy coraz bardziej tęsknimy za dużym ekranem. Nic nie zastąpi, zresztą zawsze to mówiłam i mówią to ci, którzy kochają kino, nic nie zastąpi dużego ekranu, sali kinowej ciemnej i tego połączenia niesamowitego, naszej wyobraźni, naszej wrażliwości, naszych zmysłów z tym co płynie z tego wielkiego ekranu i tego dźwięku, który do nas z różnych stron dobrze nagłośnionej sali kinowej do nas dociera. Także kina…kina mam nadzieję, że przetrwają. Może nie w tak dużej liczbie, ale przetrwają. Jest jeszcze jedna rzecz, my jednak szukamy na platformach streaming-owych tytułów, jeśli mówimy o filmach fabularnych, bo nie mówię o serialach, ale to szukamy tych tytułów, o których mówiło się, bo było o nich głośno po premierach kinowych. I wtedy szukaliśmy, czekaliśmy kiedy ten film się pojawi, nawet jeśli go już widzieliśmy w kinie to chcieliśmy go z rodziną jeszcze raz zobaczyć już w domu. Więc…więc tak, żyjemy w momencie, w czasach, kiedy bardzo się to wszystko zmienia, ale są też tego dobre strony.
>> Przy okazji chciałbym podpytać o to, o czym wspomniała Pani. Mianowicie to istotne rozróżnienie pomiędzy filmami kinowymi, a serialami. Bo seriale, które w ciągu ostatnich dwudziestu lat jakby przeżywają jakiś renesans swojej formy. Słyszałem już pare takich głosów zajmujących się analizą kultury, że seriale obecnie potrafią pokazać to czego kino nie potrafi i mają większe budżety, mają więcej czasu i przez to potrafią być lepsze. A jak to wygląda z Pani perspektywy. Czy rzeczywiście to rozróżnienie między serialami, a filmami kinowymi jest zasadne, czy…czy nie?
>> Znaczy ja bym nie wartościowała dlatego, że film fabularny jest i czy on może pokazać mniej czy więcej niż serial to…to w ogóle nie potrafiłabym tego wartościować i rozróżnić. Nie, wydaje mi się to zupełnie zupełnie co innego, inne podejście do…do opowiadania historii. W filmie fabularnym, który jest zamkniętą formą i serialu, który składa się z kilku części, czy kilkunastu części. Więc w tym kontekście tego bym nie porównywała. Natomiast…natomiast są rzeczywiście seriale, ale też ja uważam, że jest ich nie tak dużo wcale, które są znakomite, które przenoszą nas też w światy których nie znaliśmy. I to jest…i to jest bardzo ciekawe. Ja na przykład…to raczej powiem może co mnie drażni w tych serialach, które…bo ten boom na seriale spowodował, że produkuję się ich dużo. Netflix produkuje przecież coraz więcej, ale nie tylko. HBO i inni producenci wiedzą, że to jest dobra inwestycja, tak. Tylko widać już, już widać, że wpadają w pewną rutynę i pewien schematyzm konstruowania opowieści serialowej. Że jest coś takiego iż wprowadza się w pierwszym odcinku, drugim… pierwszym drugim pewien schemat i ten schemat jest łatwo rozpoznawalny już w kolejnych odcinkach, powtarzalny, czyli nie ma zaskoczenia. Być może dlatego to są krótkie serie. Natomiast są seriale takie na przykład jak „Młody papież” czy „Unorthodox”, które mnie się bardzo podobają, bo…Bo „Młody papież” to jest serial, który…zrobiony przez Paolo Sorrentino, który daje szansę na to, żeby właśnie w takich dziewięciu odcinkach przeprowadzić bardzo ciekawą obserwację teologiczną i takiego dyskursu na temat roli Kościoła i potrzeby Kościoła w dzisiejszych…w dzisiejszym świecie i roli Papierza w dzisiejszym świecie. Natomiast, z kolei „Unorthodox” przenosi nas do Williamsburga, gdzie prawdopodobnie niewielu z nas mogłoby się znaleźć i gdyby nie ten serial to nie wierzyliśmy, że jeszcze tak ortodoksyjne społeczności, tak zamknięte, mogą funkcjonować i mogą istnieć. Także ja seriale cenie, ale bez przesady i nie uważam, żeby one w jakikolwiek sposób zagrażały dobremu filmowi fabularnemu, kinowemu.
>> Uspokoiła mnie Pani. To dobrze. Super. Jeszcze chciałbym zapytać o tłumaczenia filmów, bo to zawsze wywołuje wiele kontrowersji. Nawet na przykładzie ostatniego właśnie „Parasite”, gdzie wiem, że dystrybutor musiał pewne kwestie uprościć, żeby…żeby się polski widz nie pogubił na przykład w imionach. Chciałbym zapytać jak pani to odbiera oglądając filmy zarówno w oryginalnych wersjach jak i na pewno z tłumaczeniami. Czy czy czy są takie przykłady, które mogłaby Pani wymienić jako dobre tłumaczenia filmowe, albo te, które wyjątkowo zaszły Pani za skórę?
>> Znaczy ja muszę powiedzieć, że szczęśliwie jeśli jest film w języku angielskim to mogę go słuchać w oryginale, więc przyznam szczerze nawet wtedy unikam czytania polskich napisów, a zaraz powiem dlaczego. Jeżeli jestem na przykład na festiwalu gdzieś w Cannes, w Berlinie czy w Wenecji i jest film w języku, którego nie znam. Czyli na przykład, no jakimś załóżmy chińskim, koreańskim to zerkam, uwaga, na napisy angielskie. Zerkam, żeby zorientować się, jak wyczuwam, że to nie łapie. Ale najlepszym sprawdzianem dla mnie czy film jest naprawdę dobry czy nie, czy niesie swoją opowieścią, jest to, że nawet jeśli ja go oglądam w języku mi nieznanym i tylko, jak mówię zerkam, nie czytam dosłownie wszystkich napisów to, że ten film mnie porywa. Dlaczego nie czytam tych napisów? Dlatego, że jeżeli czytamy dokładnie napisy, to naprawdę nie oglądamy filmu. Bo nie ma takiej możliwości, żebyśmy obejrzeli film czytając napisy. Więc to jest pewien problem. Ja muszę powiedzieć, że ja się tak przyzwyczaiłam do…do tej mojej metody, że…że nie wyobrażam sobie jak ktoś może powiedzieć, że widział film jeśli przeczyta, będzie czytać wszystkie napisy. Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem. To jest problem. Natomiast jeśli chodzi o te tłumaczenia trudno mi wymienić film, który…który…który był bardzo dobrze przetłumaczony właśnie z tego powodu, o którym mówię. Ja nie o to chodzi, że się chcę chwalić, ale jak jest film po francusku to ja rozumiem po francusku, jak jest film po włosku to ja rozumiem po włosku. Więc…więc nie muszę tych napisów czytać i…Ale napisy i w ogóle tłumaczenia filmów to jest wielkie wielkie wyzwanie i to jest wielka sztuka. Naprawdę no to…to…to macie państwo tutaj duże pole do popisu i duże wyzwanie.
>> Czy tytuły filmów powinno się tłumaczyć czy nie? Pytam dlatego, że właśnie wspomniała Pani, że nieprzetłumaczenie tytułu no przepraszam za wymowę, bo ja użyję akurat angielskiej, ale rzeczywiście pewnie inna byłaby dobra „Parasite”.
>> Tak.
>> Wspomniała Pani, że to jest odpowiedni zabieg. Z drugiej strony wiem, że niektórzy polscy widzowie, no denerwują ich tytuły na przykład dwujęzyczne, w sensie angielski i to co potem dodane polski odpowiednik. No albo wreszcie prawda przechodzą do historii takie tytuły jak „Wirujący seks” – „Dirty Dancing”.
>> Jasne. Tak, czy „Za wszelką cenę” czyli „Million dollar baby” prawda? No, to jest…to jest trudne, to jest kłopot. To jest…to jest też sztuka znalezienie odpowiedniego polskiego tytułu i trzeba ją doskonalić. Ale pewnie…pewnie powinny być tłumaczone, no bo niektóre tytuły po prostu będą niezrozumiałe. Także powinny być tłumaczone, ale maksymalnie wiernie oryginałowi. Chociaż jak czasami popatrzymy jak jest na przykład jakiś film niemiecki, a jak jest tłumaczony tytuł na angielski to też to czasami odbiega całkowicie od oryginału. Więc no trzeba zawsze znaleźć jakiś złoty środek, który pozwoli, żebyśmy byli wszyscy zadowoleni, żeby nie nastąpiło takie, żeby nie nastąpiła taka wpadka jak z „Wirującym seksem”.
>> Bardzo serdecznie dziękuję.
>> Dziękuję też za wspaniałą współpracę z biurem tłumaczeń Diuna podczas festiwalu „Dwa Brzegi”. To nie niepierwszy raz razem pracujemy i bardzo dziękuję za tę współpracę.
>> Do zobaczenia zatem na festiwalu. Pozdrawiam serdecznie.
>> Do widzenia.